Premier Mateusz Morawiecki jedną decyzją przeciął narastający kryzys wokół organizacji transportu dziesiątek tysięcy fanów rocka na festiwal Pol’and’Rock. Ładnie brzmi, prawda? Wszystko byłoby znakomicie, tyle że skoro musiał to zrobić premier, to nikt inny z jego ekipy najwyraźniej nie potrafi.
Najpierw udam, że nie wiem, o co chodzi. Że nie wiem, kto organizuje festiwal i jakie uczucia wobec tegoż organizatora żywią środowiska mniej lub bardziej związane z obecną władzą. A więc:
- Kryzys zaczął się, gdy Przewozy Regionalne zapowiedziały, że w tym roku – pierwszy raz od lat – nie zorganizują dodatkowych pociągów na festiwal Pol’and’Rock, dawny Przystanek Woodstock.
- Przewozy Regionalne twierdziły, że pociągów nie podstawią przez brak pieniędzy i taboru. Mało tego – przewoźnik podkreślał, że uczestnicy festiwalu niszczą składy.
- Mało tego – rozważane było nawet, aby pociągi, które normalnie jeżdżą do Kostrzyna nad Odrą, gdzie festiwal się odbywa, w jego trakcie zmieniły trasy.
Tu nie chodzi o pieniądze
Tyle że kancelaria prawna reprezentująca organizatora festiwalu przypomniała spółce, jak chwaliła się pierwszym od lat zyskiem, pozyskaniem 384 tys. nowych pasażerów i uzyskaniem 26 proc. udziału w rynku oraz zmodernizowaniem około 50 pojazdów szynowych.
Co więcej, Tomasz Pasikowski, były prezes Przewozów Regionalnych, w rozmowie z „Rynkiem Kolejowym” podkreślał, że w przeszłości PR nie dość, że na pociągach na festiwal nie traciły, to jeszcze na nich zarabiały.
Tu chodzi o politykę
Jeżeli nie chodzi o pieniądze, to dokładamy drugą część układanki. Organizatorem Pol’and’Rock jest oczywiście fundacja Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, a twarzą festiwalu – Jurek Owsiak. Czzłowiek, o którym większość środowisk konserwatywnych w Polsce marzy, by nie istniał, bo proponuje młodzieży inną drogę i inne wartości niż bogohonorowoojczyźniane.
Napisz komentarz